ILE JEST W NAS DZIECKA? – ptasie mleczko i karuzela

No Comments Bez kategorii

108H

„Obudź w sobie wewnętrzne dziecko” – taką odezwą przyciągają nieraz oferty rozwojowe. Kryje się w  nich założenie, że wewnętrzne dziecko w nas jest, tylko sobie drzemie. Nikt chyba nie ma wątpliwości o do tego, że w każdym dorosłym siedzi dziecko. Czasem trudno je sobie zwizualizować, w przypadku odzianego w garnitur dyrektora prowadzącego zebranie lub w osobie dystyngowanej nauczycielki wydającej polecenia swoim uczniom.

Łatwiej to dziecko zobaczyć w pewnych szczególnych sytuacjach. Nie mam tu na myśli wakacji czy świat Bożego Narodzenia, choć to okoliczności zdecydowanie przyciągające wewnętrzne dziecko. Chodzi o tzw. zjawisko regresji występujące na skutek szczególnych warunków, gdy jesteśmy podlegli komuś/czemuś, czujemy się zależni, rodzi się w nas dużo emocji. Regresja to wewnętrzne cofnięcie się do wcześniejszych faz rozwoju, zazwyczaj częściowe i o lekkim natężeniu. Brzmi poważnie, i rzeczywiście lubi zachodzić w poważnych okolicznościach typu psychoterapia albo choroba, ale nie tylko. Możemy być świadkami grupowej wręcz regresji podczas tak popularnych wyjazdów integracyjnych, podczas dłuższych szkoleń, a także wczasów zorganizowanych, gdzie grupa dorosłych zmienia się w dzieci rodem z kolonii. Piloci wycieczek mogliby tu sypnąć zabawnymi historiami…

Skoro mowa o sytuacji zależności, zastanówmy się, na ile występuje w naszym życiu totalna niezależność? Wygląda to tak, że każdy z nas jest zależny, niezależność, oderwanie od innych i więzów ze światem społecznym to iluzja, niektórym się marząca ułuda. Dlatego w bliskim związku też przypominamy dziecko: oczekujemy dużo opieki, przejawów troski etc.  Gdy tych potrzeb jest za dużo, są nieadekwatne i nienasycone, stają się dla relacji destrukcyjne. W tym zakresie warto czasem powstrzymać swoje wewnętrzne dziecko.

Dorosłość równa się odpowiedzialność, nic dziwnego, że bywa pociągające takie zatracenie się w naszej dziecinnej, żeby nie powiedzieć, infantylnej części. Stąd obecna popularność na zabawy dedykowane dorosłym np. gry w stylu Escape room czy odstresowujące kolorowanki dla dorosłych. Dzieciństwo to też wszechobecne marzenia, co znów jest reaktywowane w komercyjnym świecie dorosłych: powstają swoiste katalogi marzeń, z których możemy wybrać podarek dla najbliższych.

Inna jest sytuacja, gdy ktoś przejawia dziecinność w pejoratywnym sensie, niedojrzałość. Taka osoba irytuje otoczenie. Nie korzysta ona z pozycji dorosłego w interakcjach ze światem (choć jej metryka wskazuje, że powinna). To się uwidacznia nawet bardziej w relacjach niż bezosobowych zadaniach. Jak by to nazwał twórca Analizy Transakcyjnej, Eric Berne, wysyłają komunikaty z pozycji Ja-Dziecko. W przypadku nadmiernie infantylnych osób pojawia się pokusa, by traktować je z opiekuńczością i pobłażliwością (odpowiadać komunikatami z pozycji Ja-Rodzic). Wydaje się to być jednak sposób, który utrwala złe wzorce: degradujemy tę osobę, czy, posługując się językiem gombrowiczowskim, upupiamy.

Skoro dostrzegamy wiele podobieństw, zobaczmy na czym polegają główne różnice w psychice dziecka i dorosłego. Dorosły zwykle ma – albo powinien mieć –  rozwiniętą na wyższym poziomie umiejętność autoanalizy, refleksji nad sobą. Dzieci mają z kolei słabiej rozwiniętą kontrolę emocji, mocną impulsywność, kierowanie się popędami, ich system zasad dopiero się kształtuje. Między innymi dlatego chronimy dzieci kulturowo przed pewnymi zadaniami, a przynajmniej społeczeństwo powinno o to dbać. W praktyce niestety często spotyka się dzieci dźwigające na barkach dorosłe zadania. Na przykład w trakcie toczącego się rozwodu rodziców opiekują się rodzicami, wysłuchują zwierzeń i narzekań, są zmuszane do okazania lojalności jednej ze stron. To zadanie ponad siły, może się odbić na całym przyszłym życiu przedwcześnie dojrzewającego człowieka. Do tego faktu nawiązują terminy zaczynające się od „Dorosłe Dzieci…” (np. DDA – Dorosłe Dzieci Alkoholików, DDD – Dorosłe Dzieci z rodzin Dysfunkcyjnych). Dzieciństwo kojarzy się ze szczęśliwością, a realność nie zawsze taka jest…

Niektórzy radzą w chwilach trudnych pochylić się nad mieszkającym w nas małym Jasiem, małą Amelką. Między innymi to zachodzi w procesie terapii, że do głosu mogą dojść uczucia zablokowane w dzieciństwie.

Różnice odstręczają. Chcemy odkrywać w sobie dziecięcy potencjał, ale z drugiej strony patrząc na dzieci nie potrafimy ich łatwo zrozumieć, odstrasza natężenie dziecięcych emocji. Tymczasem czy rzeczywiście tak się różnimy? Wystarczy zwizualizować sobie obcą krainę, której języka nie znamy i w której większe od nas postacie przekładają nas z miejsca na miejsce. Jest w nas wtedy niemoc! Natomiast dla lepszego empatyzowania z dzieckiem, któremu ma się pojawić rodzeństwo, podaje się bardzo sugestywny przykład. Wyobraź sobie, że do żony któregoś nieoczekiwanego poranka przychodzi mąż i oznajmia, że oto przyjmuje nową młodszą żonę pod ich wspólny dach. Ta „stara” żona ma być miła dla tej nowej, troszczyć się o nią, odstąpić jej pół szafy, a najlepiej jeszcze oddać ileś ubrań, których już i tak nie nosi. Mąż będzie odtąd dzielił czas i uwagę pomiędzy je obydwie…  Wydaje się abstrakcyjne?

I na koniec – dzieci wykazują zupełnie inne podejście do czasu, co nieraz irytuje dorosłych. Spacer może trwać trzy razy dłużej, gdy się liczy każdą płytkę chodnikową czy podziwia każdy kwiatek. Jeśli opiekun pozwoli sobie na zanurzenie się w ten tryb, zyskuje odmienną percepcję codzienności. Dzieciom dzięki takiemu podejściu łatwiej o doświadczenie tzw. zjawiska flow, czyli inspirującego uczucia przepływu, zatracenia się w wykonywanej czynności. Sama w sobie najczęstsza czynność dzieci, czyli zabawa, ma funkcje autoteliczne, jest sensem i celem samym w sobie, co także sprzyja poczuciu flow. Niedawno odkryto, że znacząca rolę w tworzeniu nowych dróg neuronalnych, czyli po prostu uczeniu się, ma entuzjazm wkładany w daną czynność. Chyba nikt nie ma tyle entuzjazmu, co dzieci, odkrywając świat.

To ile jest w Tobie dziecka?