Lato praktycznie na półmetku. Dla niektórych przebiega w skrupulatnie przemyślany sposób, inni dają się ponieść fali wydarzeń. Czar wakacji polega między innymi na tym, że możemy odpuścić codzienną kontrolę. Nie musimy wbijać się w wyprasowane koszule i wypastowane buty. Właściwie niewiele musimy. Tworzy to wolną przestrzeń, w którą łatwo wkrada się potrzeba kontroli. Czasem najtrudniej wypocząć właśnie od tej wewnętrznej strażniczki…
Większość z nas oddaje się odpoczynkowi, ale z usilną determinacją poluje na doskonałe ujęcia do zdjęć. Jest w tym element chęci skontrolowania wspomnień – niech na pewno z nami zostaną, wydaje się przecież, że gdy nie zrobimy zdjęcia, przeżycie czy wydarzenie nie zaistniało. Niektórzy miotają się: od plaży do wody, od wody do sklepu i tak w nieskończoność. Uznajemy, że łatwo się nudzą. To trudny czas dla pracoholików. Dzieje się tak, że zawał często dotyka osoby z problemami kardiologicznymi właśnie w pierwszych dniach odpoczynku. Są to często przedstawiciele tzw. osobowości typu A, którą cechuje dążenie do perfekcji, życie w ciągłym pośpiechu. Przestawienie z trybu: uporządkowane działanie na swobodny wolny czas bywa dla wielu bolesne.
Oddawanie kontroli innym to nie lada sztuka. Przykładem tego pasażer siedzący na miejscu obok tego „drugiego po Bogu”, pasażer, który wciska wirtualny pedał hamulca i gazu. Nie przymknie oczu, choćby trasa trwała długo. Kontroluje trasę czy kierowcę? W samolocie trudniej kontrolować; między innymi stąd nierzadkie lęki u pasażerów. Lęki te oczywiście mają wiele przyczyn, ale często ujawniają nie radzenie sobie z zaufaniem otoczeniu. W skrajny sposób demonstruje ten temat Adaś Miauczyński w filmie Dzień Świra mieszający herbatę łyżeczką – siedem razy, odpowiednio w prawo i w lewo. W wielu aspektach nie odpuszcza on kontroli ani na milimetr. Dręczą go już kompulsje, objawy nerwicowe, natrętne czynności. Działa tu tak częsty w psychopatologii mechanizm błędnego koła: lęk wzmacnia potrzebę kontroli, a stosowana przez siebie przesadna kontrola zwrotnie wzmaga lęk. Czasem, gdy nie da się kontrolować jednej dziedziny np. życia osobistego, przesadnej kontroli ulegnie inna: kariera lub pucowanie domu na blask. Zachodzi iluzja kontroli.
Z drugiej strony ludzie bez kontroli nas przerażają: to osobami pijana wykrzykująca przy grillu niecenzuralne hasła. To pogujący tancerze porwani w hipnotycznym rytmie. Zatopieni w modlitwach „fanatycy”. Wakacje bez kontroli źle się kojarzą rodzicom nastoletnich dzieci. Drżą oni, o to co się dzieje pod namiotami. Albo raczej drżą w wyniku swoich wyobrażeń. Przecież potrzeba kontroli często wzrasta z wiekiem. Słowem przeszkadza i nadmiar, i niedostatek kontroli: nam i otoczeniu. Utrata kontroli jest postrzegana jako zagrożenie, a życie dostarcza wielu potwierdzających to przykładów: słaba kontrola nad sobą załamała karierę niejednego muzyka czy sportowcy.
Każdy z nas przejawia trochę inną tolerancję na poziom niekontrolowalnego w swoim życiu. Oprócz czynników indywidualnych ma na nią wpływ również fakt, czy ktoś nam odbiera kontrolę czy sami się jej – czasowo – zrzekamy. Wówczas delegujemy kontrolę innym. Naszym marzeniem była podniebna przygoda. Podczas wakacji wykupujemy skok spadochronowy. Gdy stajemy przy krawędzi otwartego włazu samolotu, mamy poczucie, że zaraz nasza kontrola będzie ograniczona – ale na to się zdecydowaliśmy i przygotowaliśmy.
Wydaje się, że obecnie potrzeba kontroli uparcie walczy o swoją dominację i często wygrywa nad beztroską. Można mówić o społecznej orientacji na kontrolę. To wszechobecna potrzeba, aby wiedzieć, czytać etykiety, odkrywać skład, dociekać pochodzenia, sprawdzać, dopytywać, decydować. Niektórzy wcielają nawet w życie pomysł kontrolowania snów, czegoś wydawałoby się najbardziej swobodnego w naszej egzystencji. Ta potrzeba kontroli jest postrzegana jako cnota – stąd sukces poradnikowych treści typu: jak osiągać sukces, jak pracować więcej, jak nauczyć dziecko zachowywać się lepiej. W Internecie zaczęły krążyć już memy obrazujące, jak grupa przyjaciół plażując się nad morzem pyta się nawzajem z przejęciem o plany sylwestrowe. Opanowaliśmy jeden obszar, czyli trzeba skontrolować następny.
Wracamy do pracy. Tu nie ma wiele miejsca na okazywanie braku kontroli, bezradności. Czy menadżer może przyznać się do niewiedzy? Zazwyczaj nie. Niewiedza jakby z automatu odbierała mu szacunek i autorytet u pracowników. Zapomina się, że przecież większość decyzji, w tym biznesowych, podejmujemy intuicyjnie, kierując się emocjami i różnymi nieuświadomionymi przesłankami, choćby racjonalizowane były w tabelach na dziesiątki plusów i minusów. W świecie zawodowym potrzeba kontroli pełni zrozumiałą pierwszoplanową funkcję. Niejednokrotnie staje się karykaturalna: z niewypowiedzianym oczekiwaniem, że szef czy pracownik będzie omnipotentny. A ten skrywa bezsilność, która niejednokrotnie przybiera zewnętrzną postać złości. A skoro niewyrażanie emocji je potęguje, to człowiek ukrywający poczucie bezradności staje się po jakimś czasie w środku tą bezradnością ogarnięty. Tymczasem sprawowanie kontroli nad okazywaniem prawdziwych przeżyć znacznie osłabia, co może się odbić na przykład na spadku produktywności.
Wracamy do domu. Bezsilność najmocniej dotyka w kontekście najbliższych: bo mąż nie chce słuchać, bo dziecko ma problemy w klasie. Potrzeba kontroli jest wtedy mocno sfrustrowana. Bywa, że i my sami dla siebie jesteśmy obszarem utraty kontroli. Poczucie utraty kontroli często przyprowadza ludzi do gabinetu terapeuty. „Nie wiem, czemu moje myśli krążą wciąż wokół jednego tematu”, „nie panuję nad zazdrością”, „lęki nie pozwalają mi wyjść z domu”. Obszar funkcjonowania wymknął się spod kontroli. Na szczęście słowami można odzyskać kontrolę. Jak to ktoś trafnie zauważył, zaakceptowanie swoich niedoskonałości uwalnia od przymusu kontrolowania.