PRYMAT DOSKONAŁOŚCI – co się kryje pod maską ideału?

No Comments Bez kategorii

 

table-1149806_1280

Bycie idealnym w dzisiejszych czasach to nie utopia, to wymóg, wręcz oczywistość. W świadomości społecznej aż roi się od postaci takich jak: perfekcyjna pani domu, doskonała matka, idealny kandydat do wymarzonej firmy… Na rozmowach kwalifikacyjnych jesteśmy uczeni prezentować się bez zarzutu, bez wad, za to z szeregiem zalet. W nowych szkołach, na kursach, na uczelniach chcemy się pokazać od jak najlepszej strony. Przy autoprezentacji pojawia się często skojarzenie perfekcyjności. Pamiętamy, że liczy się tzw. pierwsze wrażenie i mimowolnie zatajamy brzydsze strony swej osoby.  To sytuacja, gdy minimalne wymagania stają się zarazem maksymalnymi.

Żyjemy w epoce selfies, gdzie następuje cyfrowe wygładzanie skóry do stanu cery niemowlaka. Takie photoshopowanie rzeczywistości zachęca nas do podrasowania swojego życia, powstaje cukierkowa wizja, jak również – co wydaje się niebezpieczne – pokazuje, że zwykły rzeczywisty stan to nie jest coś, co jest akceptowane. A może i będzie akceptowane, ale na pewno nie będzie podziwiane. A to o podziw chodzi.

Można zauważyć, że potrzeba wzbudzania zachwytu szczególnie działa na kobiety, które głównie w obszarze wyglądu stale mają coś do udoskonalenia, przekaz kulturowy je do tego mocno zachęca. Liczenie kalorii, dbanie o dom, utrzymywanie Work-Life Balance – to tylko nieliczne przykłady zapraszające do drobiazgowości. Czasem standard doskonałości rozciąga się na bliskich i przejawia w poprawianiu po dziecku jego wymiętej pracy plastycznej lub niepozwalaniu partnerowi na zrobienie sałatki (bo nie zrobi tego dokładnie).

Mawia się, że bałagan na biurku równa się bałagan w głowie. Tymczasem sprzątanie przestrzeni wokół siebie bywa reakcją na wewnętrzne napięcie, na zasadzie: dopada mnie nagły niepokój – przetrę sobie szafkę! Bywa, że pustka życiowa zostaje zapełniana porządkowaniem. Widoczna jest tu rola kompensująca, jaką pełni perfekcjonizm. Z kolei inne powiedzenie dotyczące czystości rozgrzesza nieperfekcyjne matki (ojców?) i powiada „Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko”. To stwierdzenie podkreśla luz, który pociąga za sobą pewną niedoskonałość (tutaj wizerunkową).

Co zaskakujące, w teoriach zarzadzania czasem pedantyzm jest uznawany jako dystraktor. Czyli paradoksalnie jest to czynnik utrudniający organizację czasu, bo np. gdy dopieszczamy jakieś pismo do każdego idealnego przecinka, możemy nie zdążyć złożyć go w terminie. Nie mówiąc o tym, że pochłania to zasoby czasu, które mogłyby być przeznaczone na coś innego.

Nierzadko bywa tak, że perfekcjonista wykazuje w niektórych dziedzinach wygórowane standardy, a w innych zupełny ich brak. Zbudowana na pracoholizmie kariera, a w domu bałaganiarstwo. Zadbane pozostają te dziedziny, z którymi jest związana samoocena. Perfekcjonizm może też oznaczać zaniedbanie dziedziny zdrowia; może pociągać za sobą schorzenia psychosomatyczne, czyli np. wrzody, nadciśnienie, wysypki. Współwystępuje też z nadmiernym poziomem stresu. Idąc jeszcze dalej, osoby cierpiące na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne kierują się dbałością o szczegóły, kontrolowaniem uwierających aspektów otoczenia, nie spoczną, póki nie będzie idealnie wyczyszczone, póki kurek z gazem nie będzie dziesięciokrotnie dokręcony.

Tylko co ten prymat doskonałości kryje wewnątrz człowieka? Obraz siebie jako doskonałego czy niedoskonałego? Na pewno w pewien sposób lepszego, zasługującego na więcej niż inni i takiego, którego stać na więcej. Łączy się więc z nastawieniem rywalizacyjnym. Perfekcjonizm kłóci się z wyrównaną i adekwatną oceną samego siebie, jaka buduje autentyczną pewność siebie.

Aby odstąpić od bezskutecznego dążenia do doskonałości, konieczna jest realistyczna i adekwatna samoocena, np. na temat swojej figury, wyglądu czy uzdolnień. Oprócz tego, że wiem, na co mnie stać, wiem, na co mnie nie stać. Część z tego chcę poprawić, ale część – zostawiam innym, zrobią to lepiej. Przykładem w sektorze usług jest granica między zobowiązaniami coacha a terapeuty, kosmetyczki a dermatologa. Jednak nieliczni potrafią przyznać się: czas ustawić sobie poprzeczkę niżej!

Udoskonalanie bywa też asekuracyjną postawą rozwijaną, aby uniknąć krytyki. Od najmłodszych lat jesteśmy przyzwyczajeni, że prędzej ktoś nas zgani, niż doceni. Odbywa się to w takim ogólnie panującym stylu narzekająco-pesymistycznym. Ponadto wiele osób każdą informację zwrotną odbiera jako ostry zamach na samoocenę. A dążenie do perfekcji ma udowodnić sobie czy komuś idealność. Mogą to być niekończące dorosłe wersje zabiegania o pochwały i pokazywania rodzicom etykietki wzorowego ucznia. Postawa grzeczności prezentowana w psychoterapii blokuje postępowanie procesu terapeutycznego naprzód. A w życiu osiągnięcie sukcesu nie chroni, gdyż jego autor boi się spaść z piedestału, co pokazuje przykład szefów, którzy i tak dalej dużo pracują, choć mogliby uznać, że coś już udowodnili.

Niedawno rozgłos zyskał pewien amerykański profesor psychologii, publikując swoje CV wpadek, taki życiorys na opak. Poza wszystkim innym był to zamach w wyidealizowany wizerunek, jaki zwykło się pielęgnować względem społeczeństwa. Ktoś powie, że mógł sobie na to pozwolić, bo jest uznanym profesorem, wzorem samym w sobie. A jednak mógł sobie na to pozwolić, bo widocznie miał do tych niepowodzeń dystans. Za tym dziwacznym zamysłem kryje się głęboka idea pozbycia się jednostronnego wizerunku. Taki krok otwiera drogę do przyznawania się przed sobą wzajemnie do błędów, zdejmuje spiralę nakręcania się wizerunku i wymagań.

Odsłanianie swoich życiowych błędów to spore wyzwanie, można zacząć od nie przejmowania się drobiazgami. Nawet banalny nawyk kończenia książki, która nas nuży, wpisywać się może w perfekcjonistyczne podejście: nie potrafimy jej nie-dokończyć. W sytuacjach, gdy ulatują nam fakty z pamięci czy wątki z rozmowy, zamiast gorączkowo ich szukać, warto zdać się na intuicję: jeśli to ważne, to powróci (tak też dzieje się w procesie terapii).

Radzenie sobie z własnymi ograniczeniami, z niedoskonałością jest jednym z ważniejszych zadań rozwojowych, obecne w sumie na każdym etapie życia. „Odpuszczenie” to też zaakceptowanie rzeczywistości – rzeczywistość nie jest idealna i można to przyjąć. To, co się potocznie nazywa zdrowym dystansem oznacza, że potrafimy w sobie pomieścić również niedoskonałości.