MOJA PRAWDA JEST PRAWDZIWSZA! – czyli na czym opiera się psychoterapia par

No Comments Bez kategorii

west-826947_640

Można powiedzieć, że terapia par opiera się na trójnogu. W gabinecie stoją trzy fotele. Nawet jeśli mamy dwóch prowadzących terapię, w gabinecie obecne są trzy strony: mąż, żona i terapeuci. Psychoterapia ta stoi też na trójkącie, gdyż tzw. triangulacja to najczęstszy problem par w ostrym czy przewlekłym konflikcie. Chodzi o to, że do duetu zapraszany jest ktoś trzeci: kochanek, mama, przyjaciółka, dziecko. Osoba z zewnątrz pary włączona jest w jej wewnętrzne sprawy za mocno, wtajemniczana, obwiniana za kłopoty lub też spostrzegana niczym zbawca. Granice pary jako odrębnego bytu niedomagają.  Na przykład żona zauważa, że mąż omawia istotne sprawy życiowe ze swoją mama, a nie z nią. Albo w trakcie kłótni małżeńskich dziecko wkracza – zaczyna je boleć brzuch lub ma kłopoty w szkole; jego rolą jest odwracanie uwagi. Trzy elementy kojarzą się też z punktami widzenia: na dwóch skrajach stoją skłóceni partnerzy, tymczasem chodzi o to, by się spotkać gdzieś pośrodku, wytyczyć ten wspólny punkt, który nada harmonię.

Terapeuta zazwyczaj wysłuchuje dwóch zupełnie odmiennych wersji tych samych sytuacji. Jakby jedno mówiło, że dane wydarzenie było białe, a drugie, że czarne. Od opisywania drobnych wycinkowych zajść („twoja siostra mnie obraziła” – „ona przecież nam pomogła, to ty byłaś opryskliwa”) aż do oceny całego związku („między nami nie ma już czego układać”- „bywaliśmy szczęśliwi, może się jednak uda”). Każde z małżonków jest święcie przekonane, że jego/jej wersja odzwierciedla prawdę. Jak to możliwe?

Zachodzi tu zjawisko występujące w każdej parze: widzenie tej samej sprawy odmiennie, które w sytuacji konfliktu jeszcze się zaostrza. Jest to związane z tym, że w sytuacji urazy większość osób nie jest w stanie do końca wysłuchać drugiej osoby, koncentruje się na przekazywaniu swoich treści, ma potrzebę odreagować piętrzące się emocje. Ponadto przy kłótni ludzie polaryzują swoje zdania. Robimy to, aby poczuć, że nasza racja jest słuszna. Omawiane na spokojnie punkty widzenia są bardziej zbieżne, a w gorączce dyskusji nieraz uwypuklamy tylko skrajne i odmienne argumenty. Pojawia się to też w debatach politycznych czy publicystycznych, czym posilają się media.

Warto zerknąć też na początek związku. Przysłowiowe dobieranie się na zasadzie przeciwieństw nabiera psychologicznej wymowy. Pary zazwyczaj nieświadomie tworzą układ zwany koluzją, uzupełniając się pewnymi postawami. Pociąga nas to, na co się zwykle nie odważymy. Jedna osoba zwykła dominować i wiąże się z partnerem uległym. Jedna osoba lubi się nadmiernie opiekować, druga odgrywa rolę niezaradnego dziecka. Nikt nie jest do końca spełniony, za to doskonale wiedzą, jak funkcjonować, układ działa automatycznie. Małżonkowie tacy będą przedstawiać przeciwne punkty widzenia („on liczy każdą złotówkę!”, „ona wszystko by rozhulała, muszę jej pilnować!”), choć w głębi duszy mogą być bardzo podobni! Często partner tak naprawdę wyraża część nas. Z którą jednak tak trudno nam się zgodzić…

I tak toczą się gry małżeńskie, rozgrywane nie do końca świadomie. Małżonkowie chcą zyskać specjalną rolę, jakiś przywilej. Często pukają do drzwi terapeuty po potwierdzenie, że wina leży po stronie partnera. Traktują psychoterapeutę jako sędziego lub jako sekundanta w walce. Choć profesjonalista stara się pozostać neutralny, często ktoś będzie go widział jako przychylnego drugiej stronie, obawia się stronniczości.

Z takimi uwarunkowaniami wkraczamy w terapię par. Jest to punkt startowy, a w dalszej drodze gry muszą zostać rozwiązane a stanowiska przybliżone, o czym następnym razem.